Był ogromnie podekscytowany, niecierpliwie czekał od rana. To już dziś, to już dziś! – kołatało jego metalowe serce. Wreszcie nadszedł wieczór. Transportowano go z wielką uwagą, by nie zarysować lśniącego lakieru i nie uszkodzić tuby. Warunki były wprost idealne. Na bezchmurnym niebie królował księżyc, przyćmiewający blask latarni. Panował lekki mróz, śnieg zgrzytał pod gąsienicami pojazdu, którym go przewożono. Po kilkunastominutowej jeździe byli na miejscu. Musiał cierpliwie czekać, aż zepsuty sprzęt zostanie odłączony i zdjęty. Patrzył jak jego poprzednik ze smutkiem i rezygnacją opuszcza swoją pozycję – nie podołał, doznał porażki. Zrobiło mu się go żal. Na chwilę skrzyżowały się ich spojrzenia i ze zdziwieniem zobaczył, że ten stary, choć wcale nie sędziwy kolega, patrzy na niego z politowaniem.
Stał na drewnianej galerii i z góry podziwiał wnętrze tego niezwykłego apartamentu. Nikomu jeszcze nie pozwolił tu wejść. Nawet służba miała zakaz sprzątania w tym miejscu. Ten widok należał wyłącznie do niego. Był wart dwadzieścia milionów złotych. Sprzedający nie zdawał sobie sprawy, że był gotów zapłacić nawet więcej. Teraz mógł skreślić z listy kolejne zrealizowane pragnienie. Ciężko na to pracował, należało mu się. Zbierał zasłużone owoce swej pracy.
Uwielbiam poranki, takie jak ten. Rano intensywne ćwiczenia, potem kilka godzin luzu przed pracą. Do domu nie opłaca mi się wracać, bo zaraz muszę biec z powrotem (chyba, że mam ciekawą książkę w torebce, to godzina w tramwaju nie jest stracona). Jednak teraz, gdy centrum Krakowa rozkopane to poruszanie się po mieście to istny hardcore ;)
Pewnie niektórzy z Was uśmiechają się na wspomnienie moich licznych przygód i wpadek, jak ta z telefonem (przez dwa lata SMS-owałam nie z tą Kingą, o której myślałam). Jednak dziś pobiłam samą siebie i pozostałe mentalne „blondynki".
Strona 2 z 5